Przejdź do głównej zawartości

Po drodze

  Tak więc okazało się, że tak naprawdę alkohol czy narkotyki nie były  problemem samym w sobie. Problemem była moja niedojrzałość emocjonalna. Nieradzenie sobie z emocjami i brak ich wyrażania. Bo mężczyzna w naszym społeczeństwie musi być twardy jak maczo, a jak płacze to już w ogóle nie jest to  akceptowalne. 



Pierwszą moją poważną decyzją zmiany było wstąpienie do chrześcijańskiej wspólnoty religijnej. Poważną.... bo nie liczę takich postanowień jak zmienianie trunków, picie tylko w określone dni, wspomaganie się suplementami, uprawianie sportów, czytanie mądrych książek. Oczywiście nie są to złe rzeczy, ale problem jest, wtedy gdy człowiek się oszukuje, że niby coś robi ze swoim życiem. Droga  więc była długa, zanim  uświadomiłem sobie, że mam problem. Chodziłem po lekarzach, robiłem różnego rodzaju badania w tym badania neurologiczne, EKG, EEG. Wszystko to po to, by zrozumieć, co mi niby jest. Tak bardzo nie chciałem dopuścić do siebie, że to problem z alkoholem, że wymyślałem różne przyczyny mojego stanu zdrowia. We wspólnocie religijnej wytrzymałem parę miesięcy, może pół roku. Jakoś nie do końca podobała mi się ta droga, ale dużo jej zawdzięczam. Nauczyłem się tam samokształcenia i tego, że prawdę i miłość można zrozumieć poprzez serce...oczywiście zawdzięczam jej dużo więcej, ale nie chcę się za bardzo o tym rozpisywać. W 2003 przyjechałem do Norwegii w poszukiwaniu lepszego życia. Czyli detoksykacja geograficzna, ...która nie działa. Lepsze zarobki, lepsze życie miały rozwiązać moje problemy. Niestety więcej pieniędzy to więcej alkoholu, czyli dobrobyt przyczynił się do mojego upadku. Piszę tylko o moim doświadczeniu, bo pieniądze to tylko rodzaj energii. Postanowiłem więc, że jak tym razem mi się nie uda przestać pić, to wracam do Polski do jakiegoś ośrodka odwykowego czy AA, bo w Norwegi nie było jeszcze takich możliwości. Jakoś dawałem sobie radę, czerpiąc informacje z internetu i książek. Zrobiłem sobie sam nawet program 12 kroków AA. ( he he  ,,sam" )Na początku pochłonął mnie samorozwój. Pasja, hobby, sporty ekstremalne, sztuki walki, kursy podrywania, kursy pewności siebie, nurkowanie, wolontariat w czerwonym krzyżu...... wciąż więcej, więcej i więcej w końcu doprowadziło to wszystko do zagubienia się, kryzysu no i powrotu do alkoholu. Oczywiście na chwilkę, bo po tygodniu  nie dawałem już zdrowotnie rady. Tak, tak po prostu spocząłem na laurach i nic ze sobą konkretnego nie robiłem. Pewnego dnia dowiedziałem się od przyjaciela o męskich kręgach, które miały się zacząć. Tematem tym byłem bardzo zainteresowany, bo wcześniej przeczytałem parę książek na temat męskości. Tam od jednego z uczestników dowiaduję się, że w Oslo działają wspólnoty AA. Więcej o AA w następnym wpisie. Pozdrawiam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

AA

 Na wstępie chciałbym wyjaśnić, że nie jestem we wspólnocie AA. Nie jestem jej głosem ani reprezentantem. Piszę wyłącznie o moim doświadczeniu. Tradycje AA  jasno mówią o zachowaniu anonimowości, której nie powinno się łamać dla własnej korzyści. Załóżmy, że AA i jej dobro reklamowane są przez znaną, sławną i szanowaną osobę, która zaprzestała pić dzięki wspólnocie AA. Nagle ta osoba przeżywa kryzys i wraca do starego życia. Większość ludzi może sobie wtedy pomyśleć ,, a idź pan w chu.... z takim AA"  czy  ,, eee te AA, to chyba nie działa" Anonimowość ma też za zadanie chronić nie tyle członka wspólnoty, ile jego rodzinę. Alkoholizm to choroba. Nie leczona, to choroba śmiertelna  w 100 %. Picie alkoholu w naszym społeczeństwie jest głęboko zakorzenione. Nasza kultura mocno przesiąknięta jest mocnymi trunkami. Co, nie pijesz? Chyba jesteś chory. Kto nie pije, ten podpierdala. Ze mną się nie napijesz ? No i toast jako samo spełniająca się przepowiednia ,, Do dna ...

Tantra

 Więc tak. Krav maga, boks tajski, mma. Kursy pewności siebie, kursy podrywania plus do tego konkretna literatura. Kursy NLP, NLS, program 12 kroków AA miały być remedium na moje lęki, na moje wycofanie, nieśmiałość no i oczywiście na znalezienie miłości mojego życia. Oczywiście w  mentalu byłem mistrzem teorii. Sporty walki, też tam gdzieś podniosły tylko moje ego, ale ogólnej transformacji jak nie było, tak nie było. Nie jestem przeciwnikiem wiedzy, czytania czy takiego właśnie rozwoju. Sens w tym, że to było za mało. Była to zmiana w głowie, zmiana  powierzchowna. Było to jednak konieczne, każdy etap jest potrzebny i pomocny, aby otworzyć się na nowe i iść do przodu. Uważam, że rozwijać się trzeba cały czas. Nie wolno się zatrzymywać. Bardzo niebezpieczne jest spoczęcie na laurach. Więc praca z ciałem a w szczególności praca z energią seksualną plus czytanie oraz pogłębiane wiedzy według mnie jak najbardziej jest pożądaną mieszanką. Tak, Tantra to praca z energią seksu...